Dzieje Miasta
Skutki wojny w 1920 roku
Ostatecznie, p trzech dniach walk, obrona Włocławka zakończyła się powodzeniem. Wprawdzie społeczność miasta odetchnęła z ulgą, to jednak pojawiły się nowe problemy, gdyż dopiero teraz można było ocenić i zobaczyć faktyczne skutki oblężenia. Straty w wyniku bombardowań były znaczne i dotknęły, w mniejszym stopniu, praktycznie wszystkich, gdyż bomby spadały niemal na całe miasto, ovejmując zasięgiem obszar aż do linii kolejowej.
Oprócz zniszczenia mostu, pałacu biskupiego, szczególnie mocno ucierpiały budynki znajdujące się na ulicach: 3 Maja, Bulwarowej, Cyganki, Żabiej, Kościuszki, Piekarskiej, a w mniejszym stopniu : Kaliskiej, Biskupiej, Brzeskiej, Przedmiejskiej, Gdańskiej, Łęgskiej, Stodólnej. Wiele zniszczeń zgłosili również mieszkańcy innych ulic m.in. Wiślanej, Szpichlernej, Seminaryjnej. Ucierpiały też katedra, a także cerkiew prawosławna. Straty wynikłe z działań wojennych poniosły również miejscowe fabryki i instytucje, m.in. Fabryka Celulozy, Gmina Wyznaniowa Żydowska, Dom Miłosierdzia Zboru Ewangelickiego, Magistrat miasta Włocławka, Fabryka Cykorii Ferdynanda Bohma.
Zgłaszane szkody wojenne nie obejmowały tylko strat wynikłych z bombardowań, ale również szkody spowodowane kradzieżami. W trakcie działań wojennych we Włocławku i jego okolicach "grasowali" uciekinierzy z więzienia, którzy korzystając z zamętu i faktu opuszczenia nieruchomości przez mieszkańców, plądrowali domy (zabierając najczęściej odzież, bieliznę pościelową). Przestępcy czuli się kompletnie bezkarni o czym świadczyć może fakt, że rozgrabili praktycznie wszystko, co innym udało się uratować i wynieść z płonącego pałacu biskupiego. Wprawdzie zaraz po ustaniu walk, skoncentrowano się na wyłapywaniu zbiegłych więźniów, to jednak jak wynika z relacji Starostwa Powiatowego, sytuacja była zła, a nasilanie przestępczości trwało jeszcze przez 10 kolejnych dni.
Pod nieobecność wojska i sił policyjnych bezpieczeństwo społeczeństwa Włocławka było poważnie zagrożone, o czym może świadczyć chociażby fakt że posiedzenie Rady Miejskiej z dnia 20 sierpnia (które odbyło się po długiej przerwie, bo ostatnie miało miejsce 12 tegoż miesiąca), w znacznej części zdominowały sprawy zapewnienia bezpieczeństwa publicznego, poprzez zorganizowanie, z udziałem Straży Obywatelskiej, samoobrony, i tak m.in. polecono Komendantowi SO powołać grupę obywateli w celu pełnienia przez nich służby patrolowej.
Mieszkańcy Włocławka wprawdzie odparli najazd bolszewicki, jednak zapłacili za to zwycięstwo wysoką cenę, bo oprócz wielu ofiar śmiertelnych, których dokładna liczba jest nieznana, i kalek, wojna pozostawiła ogromne zniszczenia materialne.
dr Tomasz Dziki "Sierpień 1920 roku we Włocławku w świetle źródeł archiwalnych" WTN 2000
Obrona Miasta Włocławka 16 — 19 sierpnia 1920 roku
Dla mieszkańców miasta 16 sierpnia nie różnił się od innych dni, i nic nie wskazywało na to, że będzie to jeden z najtragiczniejszych dni w dziejach Włocławka. Tymczasem już 14 sierpnia miały miejsce pierwsze potyczki między bolszewikami i polskimi obrońcami przedmościa. Decydujący atak na polską linię obrony nastąpił jednak dopiero tuż przed południem, w poniedziałek 16 sierpnia. Bolszewicy, po wcześniejszym wyszukaniu słabych punktów umocnień, przypuścili decydujący atak i po krótkotrwałych walkach przełamali linię obrony w jej nasłabszym punkcie (zachodni odcinek) i już około godziny 12.00 opanowali prawobrzeżny wylot mostu.
Na widok uciekającej przez most garstki polskich żołnierzy oraz goniących ich żołnierzy rosyjskich, wojska zgromadzone na lewym brzegu rzeki rozpoczęły nieplanowany i bezładny odwrót. W samym mieście komunikat policyjny ( nieustalonej treści) oraz sprawdzona, ale szybko rozprzestrzeniająca się informacja, o tym że bolszewicy zdobyli już most i przyczółek na lewym brzegu, spowodowały wielką i nieopisaną panikę. Na ulicach miasta powstał chaos, ludzie przerażeni, nieraz niekompletnie ubrani, uciekali, albo chowali się do piwnic, przeraźliwie krzyczeli, pośpiesznie zamykano sklepy. Zamęt, przerażenie i bezradność wśród mieszkańców musiał pogłębiać widok, żołnierzy — ochotników, którzy zamiast ich bronić, uciekali, wywracając furmanki wojskowe z żywnością i sprzętem. Taki obrót sytuacji sprawił, że niemal wszyscy uwierzyli w to że Rosjanie zdobyli most i są już w mieście. Atmosfera zamętu i paniki zapanowała wszędzie i udzieliła się praktycznie wszystkim, doprowadzając do dramatycznych dla miasta zdarzeń, z których szczególnie niebezpiecznym była panika i ucieczka z miejscowego więzienia większości więźniów, wśród których byli aresztowani za działalność wywrotową, jak i pospolici przestępcy.
W tych niezwykłych chwilach dowodzącym obroną miasta udało się zebrać zaledwie kilka małych grup żołnierzy, z którymi pospiesznie zorganizowali dość chaotyczną, ale jak się okazało później, wystarczającą i skuteczną obronę mostu. Podpalono jedno przęsło i rozpoczęto, z kilku punktów jednocześnie (m.in. z okna pałacu biskupiego), gwałtowny ostrzał. Oddział bolszewickiego wojska, który wtedy zaatakował most był, na szczęście dla Włocławka, nieliczny i musiał się wycofać pod polskim ostrzałem.
W tym momencie można byłoby się zastanowić nad przyczyną powstania w mieście zamętu. Przecież już kilka dni wcześniej było niemal pewnym, że atak na Włocławek będzie miał miejsce, a 14 sierpnia można było przująć, że szturm nastąpi nazajutrz, tj. 15 lub dzień później 16 sierpnia ( a więc było sporo czasu na psychiczne przygotowanie ludności. Głównym czynnikiem, który zadecydował o takim obrocie sprawy było niedoinformowanie obywateli miasta. Otóż ani władze miejskie, dowództwo wojskowe, ani też lokalna prasa nie informowały mieszkańców o faktycznej sytuacji jaka istniała na froncie w dniach bezpośrednio poprzedzających atak. Właśnie ten czynnik spowodował, że atak bolszewików w poniedziałek 16 sierpnia był kompletnym zaskoczeniem. Wprawdzie ludność miasta zdawała sobie sprawę z pewnych słabości w systemie obronnym i wiedziała, że wróg systematycznie zajmował coraz bliższe miejscowości za Wisłą, to jednak w atmosferze nerwowości do końca wierzono, że za chwilę a może za dzień wojsko polskie pokona najeźdźcę, co zapobiegnie szturmowi Włocławka. Natomiast mieszkańcy miasta nie wiedzieli, że 16 sierpnia rozpoczął się, decydujący szturm na linie obronne, a nikt nie wyprowadził ich z błędu.
Tak więc wytworzyła się bardzo dziwna sytuacja, bo z jednej strony, w dniach 15-16 sierpnia cała społeczność zamieszkująca miasto powinna zdawać sobie sprawę z zagrożenia i być przygotowana na to, że w każdej chwili może nastąpić atak, a z drugiej strony pierwsze strzały i widok wrogiego wojska na moście były kompletnym szokiem. Taki przebieg wydarzeń był zresztą zaskoczeniem nie tylko dla cywilów, ale również dla żołnierzy, którzy ze zdziwieniem przyglądali się akcji rozgrywającej się po drugiej stronie rzeki.
Jak już wspomniano wyżej, bolszewicy zaatakowali most zbyt małymi siłami, a po wycofaniu ograniczyli, się do krótkiego ostrzału oraz skoncentrowali się na walce, z pozostałymi na prawym brzegu rzeki, obrońcami przedmościa. Czas ten pozwolił na opanowanie sytuacji w mieście i przygotowanie go do obrony. Dzięki trzeźwości umysłu dowódców wojskowych, m.in. pułkownika Wojciecha Józefa Gromczyńskiego, udało się zebrać żołnierzy, umocnić wylot mostu, wykopać rowy strzeleckie wzdłuż brzegu Wisły na ulicy Bulwarnej oraz utworzyć sprawne zaplecze medyczno — zaopatrzeniowe. Odważniejsi przedstawiciele ludności cywilnej, m.in. wiele kobiet, a także i młodzieży, podjęli się prac pomocniczych.
Gwałtowny szturm wojsk bolszewickich nastąpił po zapadnięciu zmroku, po wcześniejszym bardzo silnym bombardowaniu miasta. Wówczas bolszewicy próbowali zdobyć most, rzucając nań znaczną liczbę wojska. Obrońcy zmuszeni zostali do ostatecznego zniszczenia mostu. Podpalenia dokonał wraz z garstką żołnierzy, po bohaterskiej akcji, podoficer Wacław Cichocki. Było to zadanie bardzo trudne, gdyż z braku aparatu do detonacji ładunku musiano pod ostrzałem wroga podpalić, wcześniej przetransportowane na most, beczki ze smołą i benzyną. Rosjanie zmuszeni zostali do zrezygnowania ze zdobycia mostu, ale za to w znacznym stopniu wzmogli bombardowanie miasta. Kanonada trwała do około godziny 23.00 i była bardzo tragiczna w skutkach, gdyż to właśnie w ten wieczór, oprócz zniszczenia mostu, całkowicie spłonął pałac biskupi, ucierpiała katedra i wiele innych budowli.
Po trzech godzinach przerwy, tj. około 2.00, napastnicy znów rozpoczęli niszczące bombardowanie, po zakończeniu którego nastąpił względny spokój aż do wieczora 17 sierpnia. W trakcie tego ostrzału z karabinów i dział na miasto spadały bardzo duże ilości pocisków wyrządzając kolejne szkody.
Mimo trudnych chwil obrona Włocławka zaczęła odtąd przebiegać coraz sprawniej. Do miasta przybywały nowe posiłki, m.in. w obronie wziął udział pociąg pancerny "Kaniów". Na podkreślenie zasługiwała postawa ludności cywilnej, która mimo zagrożenia pracowała w służbie medycznej, czy zaopatrzeniowej, na przykład przy roznoszeniu posiłków, które przygotowywane były w budynku seminarium duchownego. Jednakże dowództwo bolszewickie już 17 sierpnia rano podjęło decyzję o przystąpieniu we wsi Działy do budowy pontonów i tratew i przygotowaniu przeprawy przez rzekę ( w tym celu skonfiskowali z majątku w Szpetalu i pobliskich gospdarstw wszystkie wrota do stodół), o czym włocławianie dowiedzieli się dopiero później.
Przekonanie o słabszej sile wroga i niemożliwości zdobycia przez niego miasta dawało coraz silniejszą wiarę w zwycięstwo. Z upływem czasu obrońcy zaczęli czuć się coraz pewniej i, po znacznie spokojniejszych dniach ( 18 sierpnia i nocy z 18 na 19), przestali ograniczać się tylko do wyczekiwania na strzały ze strony wroga, ale przystąpili też do akcji zaczepnych. Niektóre z nich były wręcz brawurowe, m.in. 19 sierpnia w biały dzień dwóch śmiałków przebranych w ubrania cywilne przepłynęło rzekę, w trakcie przeprawy nawiązało migowy kontakt z kozakiem stojącym na warcie, a następnie po wylądowaniu na drugim brzegu zabili go, i niemal nie postrzeżeni wrócili do miasta (strzały do nich padły dopiero w momencie gdy już byli przy lewym brzegu Wisły.
Tym dwom osobom udało się przeżyć i wrócić, ale było wielu bohaterów, którzy przypłacili swój udział w walce życiem, m.in. Julian Kalinowski, albo zdrowiem, jak 17-letnia uczennica jednego z miejscowych gimnazjów — Irena Jankowska, która od początku walk, nawet podczas najsilniejszych bombardowań donosiła posiłki żołnierzom, i już pod koniec obrony, 18 sierpnia została raniona przez odłamek granatu, w efekcie czego straciła nogę. Mimo wielu tak tragicznych wydarzeń inni nie zrażali się i wciąż stali na swych posterunkach:lecząc i pomagając rannym, donosząc posiłki (jedzenie dostarczono pod gradem kil nawet Wacławowi Cichockiemu i jego towarzyszom, będącym na moście i czekającym na rozkaz podpalenia go), czy zajmując się, zaopatrzeniem i wydawaniem środków opatrunkowych i żywnościowych, m.in. członkinie Włocławskiego Pogotowia Wojennego Ziemi Kujawskiej.
Mimo że impet bombardowań znacznie osłabł i 19 sierpnia odnotowano tylko próby ostrzelania mostu kolejowego na rzece Zgłowiączce i pociągu pancernego "Kaniów", to jednak obrońcy Włocławka, nie wiedząc o tym, że dowodzący wojskami bolszewickimi Gaj -Chan otrzymał już dzień wcześniej rozkaz wymarszu spod Włocławka w kierunku Płocka, z wielkimi obawami oczekiwali wieczoru myśląc, że bolszewicy przystąpią do kolejnych, niszczących akcji. Jednak gdy wieczorem atak nie nastąpił, dwudziestoosobowa grupa ochotników przedostała się na drugi brzeg rzeki, aby sprawdzić czy przypuszczenia o tym, że Rosjanie wycofali się, były słuszne. Kiedy stwierdzono brak wojsk bolszewickich bezwłocznie dokonano przeprawy wojska i rozpoczęto akcję pościgową.
dr Tomasz Dziki "Sierpień 1920 roku we Włocławku w świetle źródeł archiwalnych" WTN 2000
Sierpień 1920 roku we Włocławku
Przez cały lipiec 1920 roku nie prowadzono we Włocławku żadnych przygotowań do ewentualnej obrony miasta na wypadek dotarcia w ten rejon kraju wojsk bolszewickich. Mimo względnego spokoju w okresie tym stopniowo nasilała się działalność propagandowa, zarówno władz centralnych, jak i lokalnych, mających na celu wzbudzenie w społeczeństwie regionu i miasta ducha patriotyzmu.
Ze strony władz wojskowych i cywilnych wydawane były odezwy i apele do ludności całego kraju, odwołujące się do historii i tradycji patriotycznych Polaków, nawołujące do solidarności, poparcia i pomocy przez m.in. wstępowanie w szeregi armii ochotniczej, składanie ofiar pieniężnych na cele wojskowe. Liczne odezwy uświadamiały obywateli o ewentualnych tragicznych skutkach przegrania wojny i mobilizowały do walki z dezercją, szpiegostwem i szerzeniem plotek, które dezorganizowały życie w kraju.
W podobny sposób atmosferę uniesienia patriotycznego i wiary w zwycięstwo próbowały stworzyć władze Kościoła katolickiego, i tak biskup diecezji kujawsko — kaliskiej wydał swoje własne odezwy do "ludu wiernego", i do duchowieństwa na podległym sobie terenie, a także stworzył specjalny program modlitw za ojczyznę (podobnie postępowano i w innych regionach, m.in. w Płocku). Szczególne obowiązki spadły na duchownych, którzy mieli dawać własną osobą przykład godny do naśladowania i zajmować się wspieraniem moralnym zarówno walczących, jak i całej ludności cywilnej, podnosić moralne i pobudzać ducha walki w jak najszerszych rzeszach wiernych , o czym świadczyć może fragment odezwy " ... Niech się znajdzie Waszej pieczy powierzona jedna dusza, któraby pozostawała dla świętej sprawy obojętna...".
W działaniach na tym polu nie były bierne także władze miejskie oraz organizacje, jak chociażby Włocławski Komitet Obrony Narodowej (KON), czy Pogotowie Wojenne Ziemi Kujawskiej (późniejszy Włocławski Oddział Polskiego Czerwonego Krzyża), które z jednej strony nawoływały do zachowania spokoju,a z drugiej wzywały do zaangażowania się w pracach na rzecz zagrożonej niepodległości państwa polskiego.
Propaganda, której podstawowymi formami były plakaty i artykuły prasowe (chociaż na przykład KON organizował liczne wiece, w trakcie których przedstawiono aktualną sytuację na froncie oraz nawoływano do wstępowania do armii i wspomagania finansowego i materialnego wojska), prowadzona była wraz z upływem czasu na coraz szerszą skalę. Odwoływano się (tak jak w przypadku odezw władz centralnych) do sumienia obywateli, patriotyzmu i woli walki z zaborcami (sięgając czasów najazdów tatarskich). Nie szczędzono również obraźliwych epitetów pod kierunkiem wroga, a sformułowania typu: "krwiożerczy odwieczny nasz wróg", "dzikie hordy azjatycko-bolszewickie", "barbarzyńskie hordy, były czymś normalnym i codziennym.
Wszystko to, także coraz częstsze doniesienia o sukcesach wojsk bolszewickich i stopniowo zwiększający się od drugiej połowy lipca napływ uchodźców ze Wschodu sprawiały, że szybko wzrastało zainteresowanie wśród mieszkańców miasta sprawami wojny. Do wielu z nich trafiały odezwy, czego konsekwencją były liczne zgłoszenia do wojska, lub do tworzonej w początkach sierpnia Straży Obywatelskiej (SO), komendantem której został Franciszek Konwicki — naczelnik Straży Ogniowej ( już na pierwszym posiedzeniu komisja zakwalifikowała do SO 180 osób), oraz składanie ofiar pieniężnych i materialnych na rzecz zaopatrzenia wojska. Zachowanie takie było widoczne zarówno wśród zwykłych mieszkańców, jak i wśród autorytetów lokalnych, m.in. do wojska na ochotnika zgłosił się wiceprezydent Jerzy Bojańczyk, a 9 lipca urzędnicy i urzędniczki Starostwa Powiatowego oraz Sejmiku Włocławskiego, którzy w wyniku podjętych zobowiązań, gremialnie oddali się do dyspozycji Rządu i wyrazili gotowość wstąpienia do polskiej armii. Rada Miejska miasta Włocławka popierała i wspierała tego typu inicjatywy, czego dowodem było uchwalenie 9 lipca pomocy finansowej rodzinom urzędników, którzy zgłosili się do wojska na ochotnika. Rada Miejska deklarowała solidarność i poparcie dla wszelkich decyzji KON oraz wspomagała finansowo SO.
Nie wszystkich obywateli udało się jednak przekonać do poświęceń, znaczna część mieszkańców obojętnie przechodziła obok apeli, zachowując bierność i przyjmując postawę wyczekiwani. Takie zachowanie wywoływało konflikty społeczne, czego dowodem mogą być liczne skargi napływające na przykład włocławskiej prasy, na łamach której wyrażano się o takich ludziach lekceważąco, zalecając przy tym izolowanie ich w życiu towarzyskim, wpisywanie "do czarnej księgi", jawne okazywanie niechęci i swej dezaprobaty. Skarżono się także na nieznanych "przestępców", którzy notorycznie zrywali patriotyczne odezwy, oraz donoszono o nieetycznym zachowaniu niektórych działaczy, w tym m.in. jednego z członków KON, który podczas wieców ze swym udziałem miał namawiać chłopów do nie oddawania broni po wojnie, aby po odparciu bolszewików zrobić porządek w wewnątrz kraju.
Policja państwowa także aktywnie pracowała i zwalczała przejawy wszelkiej działalności antypaństwowej, m.in. w lipcu przeprowadziła szereg rewizji zarówno w siedzibach organizacji, jak i w mieszkaniach prywatnych osób podejrzanych o przekonania lewicowe i działalność komunistyczną. Dokonano szeregu aresztowań, znaleziono sporo odezw komunistycznych oraz broń i materiały wybuchowe. Nie wiadomo jednak do końca czy akcja ta była spowodowana wzmożoną aktywnością tych organizacji, zmierzającą do przygotowania jakichś akcji dywersyjnych, które miały być przeprowadzone w momencie ataku bolszewików, czy też bardziej akcją o charakterze profilaktycznym.
Ogólnie jednak poza tymi incydentami i wzrastającym zainteresowaniem wojną, miesiąc lipiec we Włocławku upłynął spokojnie.
Przygotowania do obrony przeprawy przez Wisłę we Włocławku, podobnie jak w przypadku innych miejscowości, rozpoczęto bardzo późno. Pierwsze decyzje o rozpoczęciu prac fortyfikacyjnych podjęto dopiero w ostatnich dniach lipca. Według tych ustaleń obowiązkiem udzielenia pomocy władzom wojskowym obciążono prezydenta miasta ( w trakcie jego nieobecności cały ciężar prac spoczywał na Magistracie i Radzie Miejskiej), który miał zorganizować i dostarczyć potrzebną siłę roboczą, sprzęt i narzędzia. Magistrat miasta Włocławka pierwsze pisemne zalecenia w tej sprawie otrzymał od Starostwa Powiatowego w dniu 4 sierpnia. Z pisma tego wynikało, że Kierownictwo Robót Fortyfikacyjnych zaleciło, aby na 5 sierpnia rano wyznaczono 300 ludzi, którzy wraz ze sprzętem mieli stawić się w Szpetalu Dolnym u kierownika robót. Następnego dnia, również za pośrednictwem Starostwa, Magistrat otrzymał polecenie, aby codziennie wyznaczał taką samą liczbę ludzi do robót fortyfikacyjnych ( 12 sierpnia wymaganą liczbę zwiększono do 500 osób). Magistrat miasta Włocławka zlecił policji werbunek robotników, za co zresztą Rada Miejska miała doń duże pretensje, że zamiast wydać odezwę do mieszkańców o konieczności poświęcenia swej pracy wysługiwał się policjantami.
Całe przedsięwzięcie zorganizowania obrony przedmościa na prawym brzegu Wisły było od samego początku źle zaplanowane i prowadzone. Między innymi długość umocnień była źle obliczona (około 12 km), zarówno z powodu braku żołnierzy na jej obsadzenie, jak i braku czasu na jej wykonanie. Liczono na duże i wczesne posiłki, tymczasem w momencie podejścia wroga do linii obrony, siły polskie były wciąż niewystarczające.
Budowy tych fortyfikacji nie zakończono, na co złożyły się, oprócz braku czasu, także inne czynniki, a w szczególnie brak sprzętu i rąk do pracy. Kierownictwo robót wciąż narzekało, w korespondencji kierowanej do Starostwa, że mimo zaleceń i rosnącego niebezpieczeństwa nie można zebrać odpowiedniej liczby robotników. W dniach bezpośrednio poprzedzających atak bolszewików, pracowników było niewielu, nie pomogło przykładne i wzorowe zachowanie Rady Miejskiej, która mocą swej uchwały z dnia 9 sierpnia udała się w pełnym składzie w środę 11 sierpnia (i to już od godziny 6.00 rano) na miejsce prac, aby wziąć udział przy kopaniu rowów.
Można byłoby się zastanawiać co było przyczyną tak niechętnego udzielania się w tych pracach mieszkańców Włocławka. Przyczyn zapewne było kilka, ale jedną z najważniejszych był fakt, iż praktycznie całość kosztów tych robót ponosili pracujący. Zarówno Magistrat, jak i władze wojskowe nie posiadały wymaganego sprzętu i nie podejmowały zbytnich działań zmierzających do ich zdobycia. Do tego należałoby dodać jeszcze fakt niechętnego zwalniania do tych robót zbyt dużych grup pracowników przez włocławskie zakłady przemysłowe. Przedsiębiorcy byli wprawdzie świadomi niebezpieczeństwa i robili wszystko aby pomóc w przygotowaniach obronnych, to jednak ze zrozumiałych względów nie mogli pozwolić na sparaliżowanie prac swych firm.
W pierwszej dekadzie sierpni we Włocławku można było wyczuć rosnącą atmosferę zaniepokojenia i nerwowości, którą potęgowały doniesienia z coraz bliższego frontu oraz świadomość słabości planu obrony miasta. Powstający chaos powodowany był również napływem coraz większej liczby uchodźców, na przyjęcie których Włocławek, zarówno pod względem sanitarnym, jak i materialnym, nie był przygotowany. Wśród przybyszów ze Wschodu było wielu urzędników, policjantów, którzy nie posiadali uprawnień opuszczenia swoich dotychczasowych stanowisk. Rada Miejska miasta Włocławka wyraziła swoją dezaprobatę w stosunku do tych zachowań, uchwalając (12 sierpnia) skierowanie do władz wojewódzkich wniosku o karanie urzędników, którzy opuścili swe stanowiska bez zezwolenia. Ponadto zwrócono się do władz centralnych z żądaniem przymusowego wcielania tych ludzi do armii, a Magistratowi polecono nie przydzielać im mieszkań. Wraz z uchodźcami musiały napływać różne, mniej lub bardziej zgodne z prawdą, wieści mówiące o sukcesach bolszewików i o ich barbarzyńskim zachowaniu wobec ludności na zajętych terenach, które przyjmowane były przez mieszkańców z trwogą i przerażeniem.
Mimo tych trudności widoczne było coraz większe zaangażowanie władz miejskich i różnych organizacji w pracach nad przygotowaniem miasta do obrony.Odnotowano coraz więcej zgłoszeń do ochotniczej armii i darowizn pieniężnych na cele wojskowe. Na zebraniu członków Towarzystwa Wioślarskiego w dniu 11 sierpnia omawiano m.in. sprawę swego wstąpienia do armii. Utworzono zespół sanitariuszy, który Magistrat, zgodnie z zaleceniem Rady Miejskiej, zaopatrzył w trzydzieći par noszy.
Konflikty społeczne, mimo powagi chwili, wciąż jednak istniały i przybierały coraz ostrzejsze formy. Zdarzały się bowiem przypadki dezercji kradzieży (których autorami często byli żołnierze) oraz ekscesy antyżydowskie (nawet przy wspólnie prowadzonych pracach fortyfikacyjnych), których powodem była m.in. plotka o ty, że Żydzi mieli przygotować kwiaty na powitanie bolszewików.
Analizując ówczesną sytuację, można wnioskować, że w niedzielę 15 sierpnia 1929 roku, czyli w dniu poprzedzającym atak bolszewików na Włocławek, którego mieszkańcy jeszcze w tym dniu uczestniczyli w obchodach Święta Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, generalnie nie był przygotowany do obrony . Fortyfikacje na prawym brzegu rzeki były niedokończone, wykonane pośpiesznie i wadliwie oraz obsadzone niewystarczającą liczbą żołnierzy (mimo przybycia w tym dniu nielicznych posiłków). W samym mieście oprócz niewielkich umocnień przy wylocie mostu i jego zaminowaniu (które i tak było praktycznie bez znaczenia, gdyż obrońcy nie doczekali się aparatu potrzebnego do detonacji ładunków), nie istniały inne fortyfikacje. Załoga, która miała bronić miasta, podobnie jak i załoga przedmościa, była nieliczna i złożona w dużej części z ochotników (13 sierpnia łącznie było 1341, a w chwili natarcia 16 sierpnia , liczba ta wzrosła do 1925). Większość z nich otrzymała broń dopiero 16 sierpnia, nie umiała się z nią obchodzić, a także nie była przeszkolona na wypadek działań wojennych.
dr Tomasz Dziki "Sierpień 1920 roku we Włocławku w świetle źródeł archiwalnych" WTN 2000
Strona 2 z 3